Komentarze: 6
zastanawiam się nad wigilią klasową z tamtego roku. wyglądała tak że siedziałam sama. potem zawołały mnie Monika i Marika. usiadłam obok nich a one mnie olały. Julia mi mówi że potem płakałam. nie pamietam tego. i nie pamiętam żebym chociaż raz się uśmiechnęła...
a dzisiaj? na początku było mi bardzo smutno. w końcu ostatnia wigilia naszej klasy... aż się popłakałam przytulajac się do Julii. tak bardzo smutno mi było. potem klasa się rozproszyłą. kilka osób tu, kilka tam. totalnie nie zgrana klasa. obok nas wigilię miała 2b... jak oni fajnie wyglądali... wszyscy razem uśmiechnięci a poza tym u nich przyszli prawie wszyscy... a unas? może z 2/3... nawet nie... klasa ustrojona była mniej wiecej tak: na środku stolik na nim obrus i 3 ciasta. a reszta to po prostu przysuniete ławki. a w 2b obrusiki aniołki itd... ale dobra tam..
potem było śmiesznie...czasami aż prawie umierałam ze śmiechu... ale... zobaczyłam jak wszyscy z kimś rozmawiaja. mają przyjaciół. i ja. sama. siedziałam obok Nastki i A. i zaczęłam prawie płakać. olali mnie. poszłam do łazienki i pocieszała mnie osoba której nawet imienia nie znam [ chyba Szczerbakowicz ale nie jestem pewna... ].... na końcu przytuliłam się do Michała a wtedy to już totalnie sie rozryczałam...
no właśnie.. dlaczego juz ponad rok nie mam przyjaciółki?... chyba na nią nie zasługuję...
;(
dopisek: najbardziej mnie zabolało to że zostałam tak olana przez Nasti... która twierdzi że jest moją "prawie przyjaciółką"... wątpię żeby przyjaciele lub choćby "prawie-przyjaciele" olewali swoich "prawie-przyjaciół" kiedy oni prawie płaczą... ale może to tylko moje zdanie... może to normalne że przyjaciółka nie jest od tego by czasem pocieszyć....